Po turze (niestety inaczej nie można tam wejść, a wręcz wjechać, trochę lipa), wróciły wszystkie zarwane noce podczas czytania książki, a potem oględania filmu, ruszyliśmy do Rotorui, a tam czekała na nas Polynesia Spa. Po gorącym wymoczeniu ciała przez około 1,5 godziny i wypiciu 4 małych piwek, zasneliśmy jak dzieci po całym dniu zabawy na świeżym powietrzu.
środa, 9 grudnia 2015
McLaren Falls, Hobbiton
Droga do Hobbitonu była szybka i w miarę prosta (o dziwo!!!) (i tu znowu wyjaśnienie, kierują się na północ Nowej Zelandii cały czas powtarzałem Marcie, że ten kraj ma więcej zakrętów na drogach, niż owiec na polach, dlatego, że o prostą drogę choćby 500 metrową, naprawdę bardzo trudno, ale teraz zjeżdżając w dół kraju, troszkę zmieniam zdanie, bo tutaj jednak jest sporo miejsc gdzie możesz rozpędzic się do 100km/h, bo taka szybkość obowiązuje na drogach expresowych), to też gdy zobaczyliśmy, że przed nami jest MacLaren Park skręciliśmy i poszlajaliśmy się troszkę po parku i wodospadach.
Potem już szybko do Matamata i Hobbiton :)
Po turze (niestety inaczej nie można tam wejść, a wręcz wjechać, trochę lipa), wróciły wszystkie zarwane noce podczas czytania książki, a potem oględania filmu, ruszyliśmy do Rotorui, a tam czekała na nas Polynesia Spa. Po gorącym wymoczeniu ciała przez około 1,5 godziny i wypiciu 4 małych piwek, zasneliśmy jak dzieci po całym dniu zabawy na świeżym powietrzu.
Po turze (niestety inaczej nie można tam wejść, a wręcz wjechać, trochę lipa), wróciły wszystkie zarwane noce podczas czytania książki, a potem oględania filmu, ruszyliśmy do Rotorui, a tam czekała na nas Polynesia Spa. Po gorącym wymoczeniu ciała przez około 1,5 godziny i wypiciu 4 małych piwek, zasneliśmy jak dzieci po całym dniu zabawy na świeżym powietrzu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz