sobota, 28 listopada 2015

Bay of Islands

                                   Dzień rozpoczął się od pięknego widoku na całe wybrzeże, którym jedziemy (mekka serferów),




                zatrzymaliśmy się nad malowniczą zatoką Whale Bay, gdzie poszlajaliśmy się po Otiti Scenic Reserve (cudnie),







Po drodze był przystanek na lody w dziurze zabitej deskami, ale lody pyszne :)




 następny przystanek Waro Reserve z zalaną starą kopalnią przerobioną na miejsce piknikowe z możliwością kąpieli ( z czego skorzystaliśmy ), obok znajdują się Limestone Rocks, które uformowały się ponad 40 milionów lat temu.




 



                            Następny przystanek Whangarei. Port jachtowy, knajpki i przesympatyczni Kiwi.





                                                                            Whangarei Falls 





Następny przystanek Tutukaka. Port jachtowy i kolejny zachód słońca.
Z wieczorka trafiliśmy do jedynej otwartej knajpy, gdzie zamówiliśmy lokalnego drinka (Tutukaka Bubu), był wystarczająco dobry do snu :) (niestety już było za dobrze na robienie zdjęć :) )




piątek, 27 listopada 2015

Cóż to by była za podróż bez przeszkód :) wiadomo nie ma takich podróży, nawet jak zaplanujesz wszystko od A do Z to i tak coś się wydarzy. Campervan wyglądał na pojemny, a jednak, miejsca jest mało na nasze bagaże, choć i tak nie jest najgorzej, ważne, że mamy gdzie położyć nasze zmęczone głowy i spokojnie spać. Pierwsza noc w vanie przerobionym na campera upłynęła spokojnie, nawet się wyspaliśmy, wyprostowaliśmy nogi, a byliśmy przygotowani na coś straszniejszego :). Na miejscu przeznaczonym dla postoju campervanów jest praktycznie wszystko czego potrzebujesz do życia, kuchnia, łazienki z prysznicami, sporych rozmiarów pokój z tv (czego akurat nikomu chyba nie potrzeba) no i wifi (zaznaczam, że to dopiero pierwsze takie miejsce gdzie stanęliśmy, więc bez entuzjazmu podchodzimy do dalszej drogi). Drugi przystanek był nad zatoką  Matakatia Bay na bezpłatnym campingu jedynie z toaletami, za to zachód słońca z butelką wina rozłożył na łopatki, ludzie tu pływają na łodziach, wędkują, żeglują i zdecydowanie mają easy life.








 

poniedziałek, 23 listopada 2015

Waiheke Island

Pakujemy się na "prom" prawie jak katamaran za jedyne 57 dolarów w obie strony, plus 1,5 godziny objazd po wyspie z przewodnikiem. Na nasze szczęście to nie to samo co w Europie, kierowca przewodnik jest wyluzowany, zna wiele ciekawych historii o wyspie, a także o Auckland mimo, że miasto jest oddalone o około 40 minut od Waiheke (i tu ciekawostka, Auckland jest położone na 56 wulkanach, więc teraz już wiem dlaczego tu jest albo z górki, albo pod górkę :) ). Obierając kierunek na Waiheke, ciekawiły nas głównie jedne z lepszych plaż do serfowania i faktycznie poserfowaliśmy... po internecie z darmowym wifi :), a plaże miodzio.










Na wyspie mieszka na stałe około 9 tyś mieszkańców, zarabiających głównie na turystach, jak mówił nasz zadowolony przewodnik, oni bardzo ciężko pracują przez 4 miesiące w roku, ale za to mają 8 miesięcy wakacji :) (kto by tak nie chciał). Są tak gościnni, że gdy przyjeżdżają turyści, udostępniają im swoje chatki, a sami  zamieszkują namioty rozłożone w ogródkach, albo szopy przystosowane do przetrwania. Posiadają też kilka winnic, które (podobno)produkują najlepsze wino w Nowej Zelandii (nie najgorsze :) ).



Plaża, plaża , plaża, piwko czas mija szybko, zawijamy się na ostatni prom, co byśmy nie musieli nocować na plaży :)

niedziela, 22 listopada 2015

Mt. Eden

                                   Jeszcze ostatni luk w stronę Auckland z Mt. Eden i w drogę :)






Auckland

Tak. Pierwsze przechadzki były w dniu przyjazdu, ale byliśmy tak zmęczeni, że nie zarejestrowaliśmy jak ciekawe jest to miasto. Dopiero drugi dzień przyniósł nam zachwyt nad ludźmi, zabudową i przede wszystkim pogodą :) Zacznijmy od ludzi. W przewodniku, na różnych stronach i forach wyczytaliśmy, że Kiwi są bardzo sympatyczni, otwarci i pomocni - nie możemy zaprzeczyć, bo na każdym kroku bije od nich pozytywna energia. Jedząc Burrito w Meksykańskiej knajpie zagadała do nas kobietka o imieniu Angelita, okazało się, że mieszkała w Europie (Hiszpania, Szwajcaria) około 4 lat, pomieszkiwała 2 lata w US, ale swoje miejsce znalazła w Nowej Zelandii.

Angelita i My

W innej knajpce popijając zimne piwko napotkaliśmy parkę Amerykanów (tak nam się wydawało), która okazała się w połowie Amerykańska, a w połowie Szkocka :) Kobieta słysząc, że mieszkaliśmy 4,5 roku w Edynburgu, chlapła z nami dużego bronka, jakby robiła to z rdzennymi Szkotami w swoim rodzinnym mieście Glasgow, było sympatycznie i wesoło. 

Miasto, a właściwie jego zabudowa na pierwszy rzut oka wydaje się nowoczesna, ale jak człowiek powłóczy się po ulicach to dopiero zdaje sobie sprawę, jak cała nowoczesna otoczka przeplata się ze starymi kolonialnymi budynkami (oczywiście jest ich mniej).

                                                                       Lokalny Pub
                                                             
                                                                       Sky Tower
                                               
                                                                    Ulica (street )
                  Malutki budynek to pub z opcją food na pierwszym i drugim piętrze można sobie usiąść :)
                                                                 Biura ( Business Office )
                                                                  Ulica ( Street )




           W parkach , których Auckland ma kilka, przykuły naszą uwagę drzewa i roślinność.












                                                Time to say goodbye Auckland for now.